Podróż pociągiem minęła szybko i niestety trzeba było opuścić wygodne fotele i ruszać w dalszą drogę. Było już ciemno,ale stwierdziliśmy,że spróbujemy jeszcze coś do Polski złapać,w końcu dopiero 21. Na nasze szczęście zaczynał padać deszcz,ale nie ma co marudzić,ino trzeba iść do przodu. Mieliśmy kawałek do przejścia ze stacji na wylotówkę na Czadce i na Cieszyn. Na szczęście droga była dobrze oznaczona i prosta. Znaleźliśmy idealne miejsce do łapania,szeroko,z daleka nas samochody widziały,jest gdzie stanąć,miejsce oświetlone przez latarnie,no poezja jednym słowem. Jeno ten deszcz mógłby nie padać. Niezrażeni stanęliśmy na poboczu.Kasia zakładała kamizelkę odblaskową,bo bezpieczeństwo przede wszystkim. Ja w tym czasie stałem z kartką z napisem "Polska" licząc na łut szczęścia. Jedzie TiR, patrzę na polskich tablicach. Wyciągam kciuk. Chwila niepewności,ale tak,jest,widzę kierunkowskaz w prawo. Zjeżdża na pobocze. Kasia skończyła zakładać kamizelkę i w momencie kiedy się wyprostowała,ja zacząłem krzyczeć,żeby brała plecak i lecim biegiem do samochodu. Byliśmy szczęśliwi,było późno,a my byliśmy w drodze do Polski. Żegnaj Słowacjo!