Zostaliśmy wyrzuceni na autostradzie przy jednym ze zjazdów do miasta. Fajnie się schodziło gdy obok śmigały samochody. Miałem lekkiego stracha by któryś z nich mnie nie zawadził,bo karimata wystawała trochę. Szczęśliwie udało nam się zejść bez szwanku,w końcowym etapie skorzystaliśmy ze znacznie bezpieczniejszego skrótu po nasypie. Następnie z braku przejścia dla pieszych musieliśmy przez sześciopasmówkę "po oranym" przechodzić. Potem doszliśmy do pierwszego miejsca, w którym chcieliśmy zacząć łapać,ale po chwili obserwacji miejsca uzgodniliśmy,że przechodzimy gdzie indziej,bo nikłe są szanse złapania kogoś w tym miejscu. Przeszliśmy kawałek,wyszliśmy na jakiś wiadukt i nie bardzo wiedzieliśmy dokąd zmierzać. Na całe szczęście szedł jakiś starszy facet,którego "dorwaliśmy" i pytamy:
- Przepraszamy,na Komarno chcemy jechać,w którą stronę mamy iść?
- Vlak, autobus? - spytał dziadek.
- Autostop - odpowiedzieliśmy wspólnie.
- To chodźcie za mną. - odpowiedział dziadek robiąc przy tym gest byśmy za nim podążyli (oczywiście nie są to dokładne słowa starszego pana).
Zaprowadził nas w pobliże pętli trolejbusowej. Tam,po drugiej stronie ulicy było dobre miejsce do łapania. Zaraz za światłami, z szerokim zajazdem dla samochodów. Znowu nie staliśmy zbyt długo,zdążyłem zrobić zdjęcia, schować aparat, postać z 5 minut,i zabrał nas pierwszy w tej podróży TIR. Ciężarówka była na słowackich rejestracjach,więc byliśmy zdziwieni gdy kierowcą okazał się Węgier. Jak to w życiu bywa, kierowca nie znał angielskiego, ani słowackiego chociaż,więc trzeba było na migi się z nim dogadywać. Podróż z nim była stresująca,bo on coś próbował przekazać informację,ale my jego węgiersko-słowacko-rosyjskiego praktycznie nie rozumieliśmy. Pojawił się w pewnym momencie motyw czekania 3 godzin na jego kolegę,co nas wprawiło w lekkie zaniepokojenie gdyż już późno było i nie uśmiechało nam się gdzieś na zadupiu stać po nocy. Na całe szczęście okazało się,że nie musieliśmy w ogóle czekać na tego kolegę,więc zgarnęliśmy go tylko i ruszyliśmy do Komarna. Podróż upłynęła szybko,aczkolwiek póki nie wysiedliśmy była pewna obawa,co do naszych "podwozicieli".
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło,na odchodne dostaliśmy tarczę od tachografu wraz z radą,że w tych rejonach jak chce się złapać TIRa,to najlepiej właśnie tą tarczą machać,to wtedy kierowca chętniej się zatrzymują,bo wiedzą,że osoba łapiąca jechała już kiedyś z TIRowcem i było wszystko w porządku. Komarno jest przy samej granicy z Węgrami. Madziarów od Słowaków rozdziela tylko Dunaj. Po węgierskiej stronie jest Komarom.