Druga styczność ze Słowakami

Poprzedni kierowca wysadził nas tuż przed miejscowością Čadca. Stanęliśmy sobie elegancko przed stacją,by chętny do zabrania nas kierowca miał się gdzie zatrzymać. Znów mieliśmy szczęście, nie czekaliśmy dłużej niż 7 minut. Zatrzymał się Słowak,tak po 50, Skoda (srebrna, a jak ;) ). Wynikło małe nieporozumienie,bo ja stałem z tabliczką na Bratysławę, natomiast Kasia kawałek przede mną na Ziline. Facet zatrzymał się,by podwieźć ją,ale nie stwarzał problemów,gdy dowiedział się,że my razem jedziemy ;) Przyjemnie nam się z nim jechało, Zabrał nas pod Trencin,spory kawałek z nim zrobiliśmy. Kasia odpoczywała z tyłu,ja prowadziłem rozmowę. Z racji ciekawości świata pytałem go o różne rzeczy, min. jego opinię na temat przyjęcia Euro przez Słowację, o Czechosłowacji rozmawialiśmy też chwilę (trochę ubolewał nad tym,że teraz dzieci słowackie nie znają czeskiego i vice versa: "(...)bo kiedyś to było tak,że oglądało się telewizję i po słowacku i po czesku. To człowiek mimochodem uczył się tych obydwu języków").
Dowiedziałem się od niego o zwyczaju jaki jest u nich i w Czechach też (chyba na Węgrzech też,ale już nie pamiętam dokładnie). Otóż jest tak,że jeśli młodzieniec zaleca się do panienki,to stawia przed jej domem drzewo,takie zwykłe z lasu, przystrojone jak choinka. I jak przed jakimś domem jest dużo takich drzew,to znaczy,że dziołszka ma powodzenie. Ciekawy zwyczaj ;) Ponoć do tej pory się zachował.
Podsumowując, bardzo przyjemnie spędzony czas. Praktycznie bez problemu można się dogadać ze Słowakami po polsku. Nawet jak zaczynałem mówić po angielsku,to on tak,że zna,ale,że możemy rozmawiać w polsko - słowackim bez problemu.

Zdjęcia (1)

Komentarze (0)