Stanęliśmy sobie w dogodnym miejscu, szerokie pobocze. Staliśmy może z 5 minut. Zatrzymał się SUV na polskich rejestracjach (chyba katowickich, aczkolwiek nie dam sobie za to nic uciąć).
- "Dokąd Pan jedzie?" - pytam.
- "Do Čadcy. Jedziecie?" - pyta kierowca.
Chwila namysłu...Jedziemy.
Kierowcą był sympatyczny facet,który okazał się być Słowakiem pracującym w Polsce 15 lat. W sumie to było po nim słychać - dość dobrze mówił po polsku,nie była to jednak czysta polszczyzna. Szybko nam czas minął. Pożegnaliśmy się i chyba daliśmy mu kartkę z Gliwic,ale nie pamiętam już dokładnie.