Jesteśmy na parkingu przy starym przejściu granicznym. Chodzimy po samochodach,pytamy. Zarówno kierowców osobowych,jak i TiRowców. Niestety nie było dla nas miejsca. Już prawie zrezygnowany podchodzę do TiRa na szwedzkich rejestracjach:
- "Dokąd Pan jedzie?" - pytam.
- "Do Budapesztu" - odpowiada kierowca.
Popadłem w euforię słysząc,że jest szansa na dojechanie do Budapesztu na 3 stopy. Dopytuję więc:
- "A nie wziąłby Pan dwóch osób ze sobą?" - spytałem z nutką nadziei w głosie.
- "Ja bym was chętnie wziął, dużo miejsca w kabinie, zmieścilibyśmy się..." - na te słowa kierowcy niemal doszedłem.
- "To byłoby zbyt piękne" - pomyślałem.
- "...ale moja firma nie pozwala mi zabierać pasażerów" - powiedział.
- "Na pewno nie da rady?" - postanowiłem jeszcze raz spróbować.
Po moim pytaniu kierowca zastanawiał się chwilę,coś pod nosem mówił do siebie. Stałem i patrzyłem na niego z nadzieją:
- "Niby mógłbym was wziąć,ale potem mogę mieć problemy jak się szefowa dowie. Już dzisiaj dzwoniła,że są problemy. Jest na mnie wkurzona,a jakby się dowiedziała,że kogoś wziąłem,to bym mógł stracić pracę" - powiedział po jakichś 5 minutach.
- "Nie,to dobra,nie było pytania. My sobie do tego Budapesztu dotrzemy,a bez sensu,żeby Pan ryzykował pracę" - odpowiedziałem natychmiast.
- "Wziąłbym was,dużo miejsca w kabinie,ale sam rozumiesz..." - powiedział kierowca nieco przepraszającym tonem.
- "Nie,no..oczywiście,że rozumiem. Dziękujemy za chęci, ale szkoda by było jakby Pan miał kłopoty przez nas. No nic,dziękuję, do widzenia i szerokiej drogi" - powiedziałem na zakończenie.
- "Dziękuje,wam udanego stopowania" - po tych słowach kierowcy wróciłem do naszej ławki.
Stwierdziliśmy,że nie ma co dłużej stać na parkingu,bo też nie wszyscy tutaj zajeżdżają,ruszyliśmy więc na wyjazd z niego. Postaliśmy chwilę,ale miejsce generalnie było kiepskie do łapania. Na horyzoncie było widać pozostałości po przejściu w czeskim Cieszynie, postanowiliśmy się przespacerować i spróbować szczęścia w tamtym miejscu.